Elżbieta Kuraj: Pewnym obszarem tajemnicy. Obraz jest jakby konsekwencją doświadczeń i wyborów życiowych, wyborów wartości, czyli tego, co chce się przekazać. Mnie osobiście interesuje „druga” rzeczywistość, duchowość, formy niedotknięte. Dziś jesteśmy głęboko zakotwiczeni w materii. A przecież, gdyby nie sztuka, patrzylibyśmy na świat z wysokości psa. Dlatego wydaje mi się to potrzebne. A wracając do tajemnicy, to nie chcę się zbytnio z niej ogałacać, nawet jako artystka. Dlatego taka forma wyrażania siebie najbardziej mi odpowiada. Nie mogłabym o sobie np. pisać, bo to by było zbyt oczywiste.
- Czy przeszkadza Pani w takim razie błędna interpretacja Pani twórczości?
- Obraz nie jest formą „dla wszystkich”, co nie oznacza, że ten, kto nie zna jego języka, nie może odkryć, co autor miał na myśli. Obraz ma być przede wszystkim odebrany, a nie odczytany, a to potrafimy wszyscy dzięki intuicji. Dlatego nie można posługiwać się w twórczości językiem nieprzekazującym żadnych treści. No i szczerość, uczciwość wobec odbiorcy; ona jest tu najważniejsza.
- Nie czuje się Pani „odszyfrowana”, gdy wie Pani, że ktoś zrozumiał Pani dzieło?
- No muszę przyznać, że gdy ktoś trafi w sedno, mnie to zawsze zaskakuje. Czuję się czasem zaniepokojona ale z drugiej strony jest to oczywiście bardzo miłe. Nawiązanie kontaktu z odbiorcą, swoista forma dialogu potwierdza sens tego, co robię. Tworzę zawsze szczerze, bo tylko takie działanie w sztuce ma sens. Malując, dotykam obszaru uniwersalnego dla wszystkich i zarazem jednostkowego, bo dla każdego dzieło ma inny wymiar. Bez tej odpowiedzialności sztuka byłaby tylko bezwartościową glazurą. Tak że… różne życzliwe sygnały, jakie dostaję od ludzi, czy ich głębokie przeżycia są dla mnie ważną informacją, a nie powodem do zadufania.
- Sztuka nie sprzedaje się dziś najlepiej. Miała Pani kiedyś dylemat, czy pójść bardziej w stronę komercji?
- Faktycznie, dużo artystów ma taki problem. Ja na szczęście nie miałam tego rodzaju dylematów, ale my też jesteśmy normalnymi ludźmi i wiadomo, najpierw stawia się na zapewnienie bytu, a potem na sztukę.
- Kto stanowi dla Pani inspirację?
- Byłam w pracowni Jerzego Dudy-Gracza i Janusza Karbowniczka. W czasie studiów inspirującym był dla mnie świat Witolda Wojtkiewicza, warsztat Konrada Krzyżanowskiego, Olgi Boznańskiej wyrafinowane kompozycje Francisa Bacona. Jacka Sienickiego uważam za duchowego brata. No i Alina Szapownikow. Bardzo ważne są dla mnie jej słowa: „Nawet gdyby nikt nie patrzył na to co robię, ja i tak będę tworzyć uczciwie”.
- Co jest dla Pani najtrudniejsze przy tworzeniu?
- Najtrudniejsze jest pogodzenie w dziele dwóch światów: materialnego, czyli koloru, faktury itp. oraz duchowego, zbudowanie harmonii w obrazie. Pracuję samotnie, tylko ja, płótno
i muzyka. Często bywa tak, że mówię sobie: jeszcze tylko kropka i wychodzę, a jeden ruch może sprawić, że zostaję na pół dnia. Tego nie da się przewidzieć.
- Dziękuję za poświęcenie chwili.
- Ja również dziękuję.
Rozmawiała Monika Godlewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz